niedziela, 5 sierpnia 2012

Marnotrawstwo, czy państwowa głupota?

Futrzak na swoim blogu pisanym z Argentyny odniosła się do artykułu opisującego, czemu ruch na rzecz małych i skromnych domków nie stał się popularny.

Futrzak swój wpis zatytułowała "Uświęcone prawem marnotrawstwo", kładąc nacisk na trzy aspekty:
  • drogi grunt, którego zakup może przewyższać sam koszt budowy małego domku, co samo w sobie blokuje budowę takiego obiektu,
  • trudność w uzyskaniu finansowania takiej budowy ze względu na minimalne wymogi dot. powierzchni kredytowanych domów,
  • uregulowania prawne dotyczące m.in. minimalnej powierzchni użytkowej na mieszkańca domu.
Osobiście uważam, że na przeszkodzie do budowy małych, tanich domków stoi przede wszystkim PAŃSTWO, które wymaga:
  • pozwolenia na budowę czegokolwiek większego, niż parterowy domek gospodarczy o powierzchni zabudowy do 25 m.kw. (gospodarczy, a więc nie wolno w nim mieszkać),
  • kilkukrotnego zatrudniania geodety (mapka do celów projektowych, wyznaczenie budynku w terenie, inwentaryzacja powykonawcza) a niekiedy też geologa,
  • wykonanego przez architekta i konstruktora projektu budowlanego, oczywiście obaj muszą mieć stosowne uprawnienia (zamknięte zawody),
  • projektów instalacji wykonanych przez projektantów branżystów (z uprawnieniami),
  • projektu zagospodarowania działki (j.w.),
  • uzgodnienia budowy poprzez uzyskanie decyzji o warunkach zabudowy działki lub znalezienia działki z planem zagospodarowania przestrzennego,
  • spełnienia minimalnych wymogów dotyczących izolacji cieplnej ścian, okien, dachu,
  • spełnienia wymogów dotyczących wentylacji, powierzchni okien (nasłonecznienie), 
  • itd.
Dlaczego nie możemy sobie budować domków takich, jak zrobił to Waldemar Deska? Bo urzędnikom się nie podoba, że można budować wygodne domki bez przekładania papierów przez ich biurka...

Gdyby każdy mógł sobie zbudować tani domek ze słomy, gliny, desek, pustaków, czy cegieł, własnymi rękami, bez załatwiania stosu papierów, wielu ludziom byłoby lepiej. Mieszkania byłyby tańsze (popyt częściowo rozładowałby się przez takie domki), usługi architektów byłyby tańsze (bo nie musielibyśmy ich zamawiać), nie trzeba byłoby się pętać kredytem na 40 lat, itd.

Oczywiście straciliby na tym deweloperzy, architekci, urzędnicy. Protestowaliby zatem, a jakże, pewnie pod sztandarami "tylko my wiemy, jak bezpiecznie zbudować dom" i "brak regulacji = niebezpieczne domy" (podobnie, jak wymyślili sobie taksówkarze po pomysłach deregulacyjnych Gowina).

1 komentarz:

Joana pisze...

Hmm, tak sobie myślę, że w naszym pięknym kraju różnego typu samowolek budowlanych (w znaczeniu budynku, który nie przeszedł przez formalności urzędowe) mamy zatrzęsienie. I wg mnie - niestety.
Jak wygląda budowanie bez określonych ram - widać na każdym kroku. Zaczynając od działkowych bud na 'gargamelach' kończąc.