środa, 20 lutego 2013

"Brudna robota..." - recenzja książki

Korzystając z urlopu przeczytałem wreszcie jeden z gwiazdkowych prezentów -- książkę Kristin Kimball pt. "Brudna robota. Zapiski o życiu na wsi, jedzeniu i miłości".

Jest to dość przyjemna w odbiorze książka napisana przez trzydziestokilkulatkę z Nowego Jorku, która poznała Marka -- ciekawego mężczyznę prowadzącego farmę, a potem przeprowadziła się do niego i razem zaczęli prowadzić na kilkudziesięciu hektarach spore, nowoczesne gospodarstwo.


Tak naprawdę to o samej farmie jest tam stosunkowo niedużo. Można się mnóstwo dowiedzieć o tym, jak autorce się doiło krowy albo prowadziło zaprzęgi konne. Za to niewiele kwestii stricte technicznych, odnośnie nawożenia, ściółkowania czy uprawy warzyw. No i w sumie słusznie, bo kogo by to zainteresowało?

Prowadzona przez Kristin i Marka farma działała na zasadach CSA, czyli Community-Supported Agriculture. Model ten w dużym skrócie polega na tym, że odbiorcy żywności płacą abonament i w zamian regularnie (np. co tydzień) odbierają płody rolne w żądanych ilościach. Znacznie skraca to łańcuch dostawy (nie ma po drodze skupu warzyw, hurtowni i sklepu), przez co klient płaci mniej, a rolnik zarabia więcej. Jest to szczególnie wartościowe przy uprawie ekologicznej żywności, bez użycia nawozów i środków ochrony roślin.

Z książki widać najbardziej, że farma w dużej skali to przede wszystkim mnóstwo ciężkiej, wyczerpującej pracy fizycznej i mało snu. Zwłaszcza, gdy krowy doi się ręcznie, a prace polowe wykonuje nie ciągnikiem, tylko końmi. Nie miałem co do tego żadnych wątpliwości. Co ciekawe, autorka pisze jednak, że właśnie ta ciężka fizyczna praca sprawia tak dużo frajdy...

Brak komentarzy: