Czy jest lepsza metoda na uczczenie międzynarodowego święta
pracy, niż właśnie praca? Najlepiej ciężka i wydajna? Moim zdaniem nie.
Dlatego we środę pojechaliśmy do mnie na działkę z rodzicami
i synem, trochę popracować na budowie. W tej chwili najpilniejsze jest
uruchomienie toalety kompostującej, żeby można było tam z powodzeniem
przyjechać na dłużej. Spać można w domku, gotować jest gdzie, prąd mam, wodę ze
sobą przywożę (a wkrótce podłączą mi wodociąg), tylko nie ma gdzie się
komfortowo załatwić.
Bo oczywiście można zawsze wziąć łopatę, wykopać dołek i
narobić do niego, świecąc gołym tyłkiem po okolicy. Przypomnę, że jeszcze
zieleni za bardzo nie ma i nie ma się gdzie schować...
Toaleta dostała więc kilka płyt OSB. Jedną prawie całą na
tylną ściankę, jedną i kawałek drugiej na dach. Brakuje jeszcze drzwi,
siedziska, szyby, no i całej tej "magii", która będzie dziać się w toalecie. Czyli
beczki, w której mokre oraz gęste będzie ulegać suszeniu i
kompostowaniu. Drzwi mam, deskę klozetową i beczkę także, pozostaje jedynie to
zmontować w całość.
Dach wyszedł nam dwuspadowy, bo jedna płyta okazała się zbyt
wąska, by przykryć cały domek kibelkowy z odpowiednimi okapami z obu stron.
Trzeba więc było zrobić drugą część daszku od frontu. Musi coś wystawać na
tyle, by nie lało się za kołnierz przy otwieraniu drzwi do toalety. Przecież nikt
nie będzie szedł do wychodka z parasolem, prawda?
Tymczasowo dach kryty jest papą, poszło na to nieco ponad
jedna rolka papy, tj. jedna cała i jakieś skrawki, zostawione w ubiegłym roku.
Na razie papa jest przymocowana do dachu grawitacyjnie z pomocą kilku cegieł,
bo nie miałem czym jej do daszku przybić. Ale to naprawimy przy najbliższej
okazji. I to raczej gwoździami, bo nie mam ochoty znowu bawić się w klejenie
papy palnikiem. Tym bardziej, że sprzedałem kampera i musiałbym skądś pożyczyć
albo kupić kolejną dużą butlę gazową.
Piękny mam kombinezon roboczy, prawda? Jeszcze z czasów
(schyłku) świetności zakładów Ursus. Dość dobry materiał, bo się trociny do
niego nie przyczepiają...
Piecyk do gotowania (rocket stove) się doskonale sprawdzał z
wykorzystaniem czajnika Kelly Kettle i nasadki do gotowania.
A pakując się do wyjazdu zapomniałem wyłączyć bezpieczniki i
zamknąć na kłódkę skrzynkę elektryczną, więc musiałem tam jeszcze dziś wrócić.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz