W piątek znów pojechałem na działkę.
Ale zanim to zrobiłem, w pierwszej kolejności odwiedziłem urząd gminy. Tam miałem zamiar podpisać umowę na dostawę wody, co się okazało niemożliwe z powodu nieobecności wójta. Ponieważ powiedziałem, że kiedyś sobie po tę umowę przyjadę (i nie ma sensu wysyłać jej do mnie pocztą, bo szkoda pieniędzy), pani urzędniczka nawet jej nie wydrukowała, żebym to ja mógł ją podpisać.
W sumie to nie mnie na tej umowie bardziej zależy. Ja mam wodę na działce. ;)
Przy okazji wyszło na jaw, że powinienem był wcześniej zgłosić zamiar dokonania tego przyłącza także w urzędzie gminy. Szkoda, że nie napisali mi o tym w warunkach przyłączenia, bo przecież ja się wszystkiego sam nie jestem w stanie domyśleć a wydzwaniać tam nie zamierzam.
Wypełniłem więc to "zgłoszenie", do którego powinienem dodać dwa egzemplarze projektu. Oczywiście tego nie zrobiłem, bo skąd miałbym te projekty wytrzasnąć? ;)
Czyli w sumie w urzędzie gminy nic konkretnego nie załatwiłem.
A później pojechałem na działkę, na której trochę z tatą popracowaliśmy. Zamontowaliśmy belkę na parapet pod oknami, belkę nad drzwiami garażowymi (do zatkania znajdującej się tam sporej szpary, ale także po to, by móc później do niej zamykać bramę).
No i inaugurowałem działanie toalety kompostującej. ;)
A po drodze do domu wstąpiłem do tartaku (tego, w którym kiedyś zamawiałem drewno na konstrukcję domku) i kupiłem za 5 PLN worek drobnych trocin. Powinien mi wystarczyć na cały sezon korzystania z toalety kompostującej. ;)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz